Jak dobrze przeżyć Mszę? Jak zrozumieć Eucharystię?


Zgodnie z badaniami Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wśród Polaków deklarujących się jako katolicy, jedynie 37% pojawia się w kościele na niedzielnej Mszy świętej. To raczej mało biorąc pod uwagę fakt, że katolicy są do tego obowiązani przykazaniem kościelnym. Jaki stąd wniosek? Zapewne taki, że, jako katolicy, przestaliśmy doceniać Mszę świętą, stała się dla nas jakimś niewiele znaczącym obrzędem. Tym artykułem chciałbym podać kilka rad, które biorą się z moich subiektywnych przemyśleń i obserwacji, a które, jak wierzę pomogą wam przeżywać Mszę na zupełnie innym poziomie i odkryć jej gigantyczne bogactwo.

Chrześcijaństwo nie może istnieć bez liturgii

Do napisania tego artykułu skłania mnie chęć podzielenia się osobistymi doświadczeniami związanymi z przeżywaniem liturgii i jej rozumieniem. Jestem osobą, która na Mszy świętej pojawia się, o ile się tylko da, codziennie. Jestem na Mszy codziennie, bo widzę, co ona mi daje (a może dokładniej - co Bóg robi we mnie w trakcie Mszy), a także, muszę to przyznać, ogromnie mnie fascynuje to, co się w jej trakcie dzieje. Jakkolwiek te słowa dla większości z was zabrzmiały abstrakcyjnie, to mówię to z całą świadomością, bo efekty korzystania z Eucharystii naprawdę widać, a w jej trakcie dzieją się takie rzeczy, że całą Mszę można spędzić z szeroko otwartymi ze zdumienia ustami. Jeśli ta teza brzmi dla was obco, to artykuł ten zdecydowanie kieruję do was. Chcę podzielić się z wami kilkoma wskazówkami, co zrobić, aby Msza była faktycznie centralnym wydarzeniem naszego życia.

A takim być powinna. Liturgia jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc, jak czytamy w dokumencie Soboru Watykańskiego II Sacrosanctum Concilium. Kościół bez liturgii jest jak kangur bez torby - źle jest, jeśli jedno istnieje bez drugiego. I nie są to puste słowa, jakieś frazesy. W liturgii znajduje się wszystko to, do czego, jako chrześcijanie dążymy - to właśnie w liturgii przecież dokonuje się nasze zjednoczenie z Chrystusem. Nie będę więc nazywał prawdziwym chrześcijaninem kogoś, kto nie uczestniczy w Eucharystii - jak może być chrześcijaninem, kiedy nie spełnia podstawowego wymagania swojej wiary, czyli jednoczenia się z Bogiem?

Eucharystia przeżywana całym sobą 

Proponuję wam, abyście w najbliższym czasie przeprowadzili doświadczenie. Przyjdźcie na Mszę o świcie w dzień wolny, chociażby w sobotę. Na taką mszę chodzą raczej tylko, nazwijmy ich tak, zapaleńcy, gdyż trzeba mieć nie lada determinację, aby w weekend zerwać się z łóżka i pobiec na poranną Mszę. Przyjrzyjcie się wtedy ludziom. Będą wśród nich tacy, którzy błądzą oczami, w czasie czytania Ewangelii oglądają obrazy na ścianach i niemalże nie śpiewają. Ale zwróćcie uwagę na inną grupę osób - na tą staruszkę, która z niemal płonącymi oczami wpatruje się w Ciało Pańskie trzymane przez kapłana. Na tą kobiecinę, która śpiewa w kościele na cały głos, aż szyby lecą z okien. Na tego pana, który przez całą Mszę, przez bite pół godziny nie oderwał wzroku od ołtarza. To właśnie są ludzie, którzy na Mszy pojawiają się częściej niż w niedzielę. Takich ludzi rozpoznacie w lot. Jeśli ktoś sprawia wrażenie oderwanego od ziemi mistyka, możecie być pewni, że taki ktoś taki do kościoła przychodzi jak do własnego domu. Nie jestem teologiem i nie powiem wam teraz, że ludzie chodzący codziennie na liturgię są mistykami i to wszystko jest Bożym działaniem. Nie jestem psychologiem i nie powiem wam też, bardziej przyziemnie, że ludzie o takim "kontemplacyjnym charakterze", którzy z takim charakterem się urodzili po prostu lubią przychodzić na Mszę. Rozsądźcie sami. Uważam jednak, że jak na dłoni widać, że ktoś Eucharystię przeżywa całym sobą

Właśnie dlatego piszę ten  artykuł, chcę, abyście sami, na własnej skórze, mogli tego doświadczyć. Nie liczcie jednak na jakiś boom. To nie tak, że przyjdziecie na liturgię w piątek i od razu zostaniecie porwani do siódmego nieba i wylecicie z kościoła lewitując w modlitewnym uniesieniu. Jestem niemal przekonany, że będziecie wyglądać tak jak przed Mszą i będziecie czuć to samo, co godzinę wcześniej. Żeby Msza święta miała sens, ona musi wrosnąć w twój plan dnia. Więcej, ona musi być centrum twojego dnia. Cały dzień będziesz czekać na Mszę, a po wyjściu ze świątyni będziesz dziękować Bogu za to, że przyszedł. To się w jeden dzień nie stanie. Ja w Eucharystii uczestniczę niemal codziennie gdzieś od około sześciu lat. Wszystko to, co Bóg we mnie poprzez te liturgie robi, widzę z perspektywy czasu. Na to wszystko potrzeba cierpliwości, ale myślę, że naprawdę warto. Skutki, nawet jeśli nie zobaczymy ich teraz, jestem absolutnie przekonany, że będziemy je błogosławić, gdy przejdziemy do wieczności.


Jak... polubić Mszę?

W takim razie przejdźmy do meritum - co robić? Co konkretnie musi zrobić osoba, która poważnie chce potraktować Eucharystię i jak najwięcej z niej czerpać? 

Odpowiedź, mimo, że brzmi banalnie, zaraz zostanie przeze mnie rozwinięta. Aby dobrze przeżyć Eucharystię, trzeba się do niej solidnie przygotować. I teraz pytanie zasadnicze - jak to zrobić i co przez to rozumiem? Dla przejrzystości postanowiłem podzielić sposoby przygotowania się do Mszy na przygotowanie dalsze i przygotowanie bliższe.

Przygotowanie dalsze

Tak je roboczo nazwałem, gdyż ten sposób przygotowania nie jest bezpośrednio związany z samym uczestnictwem we Mszy. Przygotowanie dalsze to po prostu sposób życia. Przede wszystkim - bądź w dobrej relacji z Bogiem. Módl się. Rano i wieczorem, w południe i w nocy. Na różańcu i na czym tylko możesz. Czytaj Pismo Święte. Spowiadaj się. Pracuj nad sobą. Skoro Msza święta to zjednoczenie z Bogiem, to trochę nie mogę sobie wyobrazić co kieruje ludźmi, którzy przychodzą na nią w grzechu, czyli w stanie zerwania jedności z Bogiem. To zupełnie mija się z celem. Żyj przy Bogu, interesuj się nim. Nie przeżyje Eucharystii dobrze ten, dla którego jest ona jedynym momentem spotkania z Bogiem w ciągu dnia. Z Bogiem trzeba żyć non stop

Po drugie - zainteresuj się tym, co w ogóle dzieje się w czasie Eucharystii. Opływa ona w różnego rodzaju symbole - może warto byłoby się nad nimi zastanowić i spróbować je odczytać? Pamiętacie może z lekcji religii stwierdzenie, że sakramenty (do których Eucharystia także należy) są widzialnymi znakami niewidzialnej łaski Bożej - spróbuj w takim razie odczytać te znaki, które pojawiają się w czasie Eucharystii - pocałunek ołtarza, łamanie chleba, okadzenie ołtarza, słowa Pan z wami, W górę serca. To wszystko jest takie dla nas znajome, tak jesteśmy z tym obyci, że mimowolnie już przestajemy się tym interesować.

Zapyta ktoś - w jaki sposób mam to zrobić? Internet jest pełen tego typu konferencji / wykładów / lekcji i czego jeszcze dusza zapragnie. Dla przykładu podaję kilka propozycji:

Wykład o. Jacka Salija - "O co chodzi w Eucharystii?"

Seria filmów "Cud cudów" na kanale 'dominikanie.pl'

"7 tajemnic - wprowadzenie do sakramentów" na kanale 'liturgia.pl'

Rekolekcje "Na dwa głosy" na kanale 'Archidiecezja Krakowska'

Fragment rekolekcji o. Piotra Rostworowskiego dla ss. sakramentek o Eucharystii na kanale 'Opactwo Benedyktynów w Tyńcu'

Powiem więcej - zainteresujcie się w ogóle tym, kim jest Bóg - jak działa, czym jest Trójca Święta? Wiedząc jak wygląda relacja między Ojcem a Synem, będziemy zupełnie inaczej pojmować, czym chociażby jest Komunia święta, która wprowadza nas w podobną relację (jak Ja - mówił Jezus - żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie - J 6,57).

Przygotowanie bliższe

To sposób przygotowania, który przeprowadzić musimy bezpośrednio przed Mszą. Podstawowym błędem, niestety popełnianym przez trzy czwarte uczestników Eucharystii jest ten, że przychodzą zbyt późno. Nie waham się stwierdzić, że pięć minut przed Eucharystią to też jest późno. Pan Bóg ma to do siebie, że w większości przypadków działa w ciszy i spokoju - pamiętacie może historię z Eliaszem, kiedy miał spotkać się z Bogiem. Przeszła obok niego wichura, trzęsienie ziemi i inne potężne zjawiska, ale żadne z nich nie było przejawem Bożej obecności. Dopiero, gdy powiał delikatny wietrzyk Eliasz wiedział, że Bóg przyszedł (1 Krl 19, 1-14). Aby spotkać Boga, trzeba się wyciszyć. Tylko wtedy będziecie wstanie myśleć o rzeczach nadprzyrodzonych, gdy wyciszycie w sobie inne myśli. Eucharystia wymaga skupienia. Gdy przyjdziecie kilka minut przed Mszą, wasze myśli będą krążyły wokół obiadu, który przed chwilą zjedliście, wokół zachowania księży i osób siedzących wokół was, a skupienie się na Bogu sprawi wam ogromną trudność. Optymalny czas to 15 minut. Choćbyście mieli przez ten czas klęczeć w milczeniu, nic nie robiąc, pozornie tracąc czas, to, wierzcie mi lub nie, nie będzie to czas zmarnowany.

I teraz czas, aby uderzyć się w piersi. Błąd, o którym teraz powiem, nagminnie, ba zawsze, pojawia się w zakrystiach wśród służby liturgicznej i księży. Wiem to doskonale jako jeden z posługujących. Na kilka minut przed Mszą zakrystie zaczynają przypominać wesołe targi, gdzie spotykamy się z dawno niewidzianymi kolegami i zaczynamy rozprawiać na rozmaite tematy. To jest błąd. W jaki sposób mamy się wyciszyć, gdy na chwilę przed Mszą bierzemy udział w płomiennej dyskusji na tematy polityczne? Roztrząsanie wad i zalet papieża i biskupów też nijak się ma do świętych czynności, do których staniemy za parę minut. Jest to o tyle karygodne, że zazwyczaj w takim momencie wszyscy posługujący wychodzą z zakrystii do ołtarza rozgadani i roześmiani i w tym momencie wierni, zupełnie mimowolnie odwracają swoją uwagę i skupiają na rozbawionych księżach, zamiast na Chrystusie. Księża i ministranci - gorący apel do was! Zachowanie trzech minut ciszy przed wyjściem z zakrystii naprawdę nie boli, warto zacząć to stosować dla dobra waszego własnego i dla dobra waszych wiernych.

Na barki posługujących spada kolejny problem przygotowania bliższego - mianowicie przygotowanie przebiegu liturgii. Zdecydowanie nie sprzyja modlitewnej atmosferze moment, kiedy zdezorientowany ministrant biegnie do zakrystii po kielich, bo okazało się, że takowego zapomniał przygotować wcześniej. Od razu proszę o zrozumienie takich sytuacji, bo sam wiem, że czasem splot różnych, nazwijmy to tak, nieszczęśliwych okoliczności może sprawić, że posługujący, mimo szczerych chęci, są totalnie pogubieni - wybaczcie im, niemniej nie ulega wątpliwości, że liturgia, jako najważniejsza czynność dnia, powinna być skrupulatnie i dokładnie przygotowana w najdrobniejszych szczegółach. Zwracam się tu do świeckiej części czytelników - wielu z was zostało przez Stwórcę obdarzonych niesamowitymi talentami, być może potraficie śpiewać, dobrze czytać (wbrew pozorom to też jest sztuka), ładnie układać kwiaty czy dekorować kościół - jeśli widzicie, że swoimi talentami możecie pomóc, nie czekajcie! Jako ceremoniarz wiem, jak bardzo czasami brakuje takich osób, dlatego nie kryjcie się ze swoimi zdolnościami, na pewno przydacie się dla dobra wspólnoty.

Chciałbym zwrócić jeszcze uwagę, że podstawą uczestnictwa we Mszy świętej jest przyjęcie Komunii świętej. Jeśli ktoś idzie na Eucharystię mając z tyłu głowy świadomość, że Komunii nie przyjmie, to  rozmija się z celem - przyjęcie Komunii jest głównym celem uczestnictwa we Mszy. Czytanie Słowa Bożego, wszystkie modlitwy i prośby które mają miejsce w trakcie Eucharystii - one zmierzają do tego, aby ostatecznie zjednoczyć się z Chrystusem przez przyjęcie Jego Ciała. Błagam i zaklinam - przyjmujcie Komunię. Jeśli masz świadomość, że ciężko zgrzeszyłeś i dlatego nie chcesz przyjąć Komunii - spowiadaj się, nie czekaj! Co jeśli umrzesz jeszcze w trakcie tej Mszy? Mówię z całą świadomością, błagam i proszę - nie czekaj ze spowiedzią, nigdy.

Podsumowanie

Podczas pisania tego artykułu co rusz nachodziła mnie myśl, aby wytłumaczyć, co właściwie rozumiem przez dobre przeżycie Mszy. Uwaga - nie mam na myśli duchowych uniesień (tudzież ekstaz). Dobre przeżycie to nie takie, kiedy po Mszy zaczynasz lewitować. Można lewitować w trakcie modlitwy i trafić do piekła, to chyba jasne - dzięki duchowym pociechom nikt jeszcze (o ile mi dobrze wiadomo) nie został zbawiony. Dobra Msza to taka, po której zaczynasz autentycznie żyć tak, jak Chrystus. Wśród konferencji i wykładów, do których odnośniki podałem nieco wyżej, znalazła się ta wygłoszona przez o. Piotra Rostworowskiego OSB - bardzo polecam, abyście ją wysłuchali. O. Piotr mówi, że Eucharystia jest nam po to, abyśmy ją naśladowali - tak jak w trakcie Mszy Chrystus ofiarowuje samego siebie z miłości dla ludzi, tak my, wychodząc ze Mszy, mamy naśladować to, co widzieliśmy. TO jest dobrze przeżyta Msza. Taka, po której masz ochotę służyć każdemu napotkanemu człowiekowi, taka, po której mówienie ludziom o Chrystusie będzie dla ciebie najzwyczajniejszą w świecie rzeczą. 

Tego wam życzę.

Nie zmarnujcie ani jednej Eucharystii w życiu. 

A wtedy wszyscy spotkamy się w niebie!



Olek

(lat 17, ceremoniarz i zwykły wierny)





Komentarze