Romantyczna Maria Magdalena - kim jest Apostołka Apostołów?

Identyfikacja Marii Magdaleny od wieków sprawia problem biblistom, którzy dwoją się i troją, by orzec, kim ona właściwie jest. Ewangelia wspomina nam na jej temat kilkoma zdaniami, niemniej nie przeszkadza to Ewangelistom nadać Marii jednej z ważniejszych ról w dramacie Wielkiego Tygodnia. Jest kobietą na tyle niezwykłą, że, od całkiem niedawna, w liturgii czcimy ją tak uroczyście, jak Apostołów, tytułując ją Apostola Apostolorum - Apostołka Apostołów.

Ów problem z dokładnym orzeczeniem, kim jest Maria Magdalena bierze się z tej prostej przyczyny, że w Ewangelii napotykamy kilka kobiet o tym samym imieniu, które przy Jezusie znajdują się właściwie w tym samym czasie. Bibliści więc zastanawiają się - czy Maria Magdalena jest ową jawnogrzesznicą, która obmyła Jezusowi stopy na chwilę przed jego udaniem się na Mękę? Współcześnie uważa się, że to nieprawda, niemniej reliktem przeszłości jest ukazywanie jej w ikonografii jako nawróconej nierządnicy, a więc w nieco skąpym odzieniu. Całe szczęście Maria Magdalena powoli odzyskuje swój honor.

To z niej Jezus wyrzucił siedem złych duchów (Łk 8,2). Siedem złych duchów, czyli symboliczny obraz pełni zła. W jaki sposób to zło się w jej życiu wyrażało - tego nie wiemy. Sam jednak ten fakt daje nam do zrozumienia, że miała wobec Zbawiciela ogromny dług wdzięczności i może właśnie to było jednym z motywów jej pójścia za Chrystusem - chciała pójść za Tym, którego potęgi doświadczyła na własnej skórze. Należała do grona pewnego rodzaju pomocnic i towarzyszek Jezusa i Apostołów, które usługiwały udzielając ze swego mienia (Łk 8,3). To wszystko, co wiemy o życiu Marii przed Wielkim Piątkiem. 

Dalej spotykamy Marię Magdalenę dopiero u stóp krzyża, kiedy wraz z Maryją, Matką Jezusa, Janem Apostołem i jeszcze jedną Marią staje przed cierpiącym Zbawicielem. Aby zobaczyć dramatyzm tej sytuacji, warto uświadomić sobie realia tamtych czasów. Maria Magdalena, idąc za Jezusem, niemalże na pewno musiała wyrzec się małżeństwa, tak jak zrobili to Apostołowie - albo go nie zawarła, albo zostawiła swojego męża. W Wielki Piątek ku swojej rozpaczy musiała nagle zorientować się, że Jezus - filar jej życia, ten człowiek, któremu poświęciła wszystko - opuściła dla Niego rodzinę, dzieliła się z Nim swoimi pieniędzmi (zapewne i tak skromnymi) - nagle umiera. Kobieta pozbawiona protekcji mężczyzny w tamtych czasach zaczynała okropny czas w swoim życiu. Musi w jakiś sposób zdobyć pożywienie i ubrania, a nie ma przy sobie zdobywającego fundusze męża. To właśnie dlatego Biblia tak często zachęca do troski o sieroty i wdowy - są to osoby najbardziej potrzebujące w społeczeństwie. Przypomnijmy, że nie są to czasy, gdy kobiety podejmowały pracę zawodową. Zapewne był to jeden z motywów, dla którego Jezus powierzył swoją Matkę Janowi (Oto Matka Twoja) - nie chciał, aby jego Matkę, wdowę, dotknęła nędza. Maria Magdalena właśnie na Kalwarii musiała zdać sobie sprawę, że, wraz ze śmiercią Jezusa, runęło całe jej życie.

Giovanni di Paolo, Mistyczne zaślubiny św. Katarzyny
ze Sieny - obraz ten przedstawia moment, w którym 
Katarzyna symbolicznie przyjmuje obrączkę z rąk
Chrystusa na znak wzajemnej miłości
Absolutnym punktem kulminacyjnym życia Marii jest jej czuwanie przy grobie - tu należało by postawić ogromny wykrzyknik i gigantyczne słowo "sic!". Ona czuwa przy grobie i nie chce odejść. Czytając Ewangelię mamy z tyłu głowy tę myśl - "Jezus Zmartwychwstanie". Właściwie wszystko byłoby piękne i ułożone, ale Maria Magdalena tego nie wie. Jezus swoje zmartwychwstanie zapowiedział tylko Apostołom, zapewne Maria nie stanowiła tu wyjątku. Ona czuwa przy grobie człowieka, który, jak mniema, już się nie obudzi. Zastanawiający jest motyw tego czuwania. Słyszałem gdzieś hipotezę, że Maria czuwa przy grobie - uwaga - po to, żeby obronić ciała Jezusa na wypadek, gdyby Żydzi chcieli to ciało zabrać i zbezcześcić (nie dało się wykluczyć takiej możliwości).  TO dopiero jest miłość! Dwa dni później wczesnym rankiem biegnie do grobu, aby namaścić zmarłego Jezusa (czy wybrała się o świcie dlatego, że nie mogła spać ze smutku?) -  to miłość do Jezusa czyni Marię Magdaleną główną bohaterką dni, w których Jezus umiłował ludzi do końca (J 13,1), bo w chwili, w której wszyscy Apostołowie opuścili Jezusa i uciekli, ona nadal go kochała i to, jak widzimy, całym sercem.

Swoją drogą bardzo ciekawe co musiała sobie myśleć Maria siedząc przed grobem - przyjdą Żydzi, zapewne z uzbrojonymi po zęby żołnierzami, obok nich przywódcy religijni, a ona sama (a być może z inną Marią, jak podaje Mt 27,61) stawi im czoła. Będzie walczyć? Będzie im wydzierać ciało Zbawiciela z rąk? Miłość Marii jest tak silna, że, gdy Jezus pyta ją Niewiasto, czemu płaczesz? ona odpowiada Panie, jeśli ty go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie go położyłeś, a ja go zabiorę. "Zabiorę" - każdy zdrowo myślący czytelnik zada sobie w tym momencie dwa pytania. Jak Maria zamierza zabrać ciało martwego Pana? Bądź co bądź jest trzydziestoletnim mężczyzną, facetem w sile wieku, a jak dodają analizy Całunu Turyńskiego, także w bardzo dobrej kondycji fizycznej (dziś powiedzielibyśmy wysportowany - do tego przyczyniły się zapewne jego liczne wędrówki po Ziemi Świętej). Czy zdołałaby go unieść? A nawet jeśliby go udźwignęła, to gdzie go przeniesie? Do miasta przecież nie pójdzie, kobieta niosąca ciało trupa z pewnością wzbudziłaby mnóstwo podejrzeń. Warto także zaznaczyć, że Maria, decydując się na przeniesienie ciała martwego Jezusa decyduje się na ściągnięcie na siebie (o ironio) nieczystości rytualnej. Ktokolwiek dotykał ciała osoby zmarłej, zaciągał nieczystość, czyli pewnego rodzaju stan wykluczenia społecznego na jakiś okres czasu. 

Maria to więc osoba o miłości tak silnej, że zapominającej o prawach rozumu, rzeklibyśmy - romantycznej. Bardzo mnie to zawsze zadziwia w postaciach świętych kobiet - tak wiele z nich ukochało Chrystusa jak Oblubieńca, myślę tu konkretnie o całkiem bliskiej nam św. Faustynie, ale też o dawniejszych św. Teresie z Avila, czy św. Katarzynie ze Sieny. Czy miłość romantyczna, niemal nierozumna jest faktycznie dobra? Nie ukrywam, że po dogłębnej analizie epoki romantyzmu na języku polskim w szkole średniej mogę wysnuć wniosek, że niekoniecznie. Jezus, wywyższając Marię poprzez uczynienie jej Apostola Apostolorum pokazuje, że miłość romant
yczna to jest miłość na miarę samego Boga - przecież sam Bóg kocha w taki sposób. Nie oblicza, nie sprawdza korzyści, nie patrzy na zyski i straty, a dla miłości do człowieka jest w stanie nawet dać się zabić na krzyżu w okrutnej Męce. Zapewne właśnie dlatego wybrał Marię Magdalenę na pierwszą głosicielkę Jego zmartwychwstania.

Obrazek w nagłówku: Wikimedia Commons

Komentarze