Na półmetku Wielkiego Postu - teologia prochu

Z niepokojem spoglądam na kalendarz i nie mogę uwierzyć, że od dnia, gdy, budząc się wczesnym rankiem, zauważyłem dość sporą kupkę popiołu na mojej podusze (wszak dzień wcześniej celebrans obficie sypał prochem, uznając, że znak powinien być przecież wyraźny - swoją drogą też tak myślę) dzieli nas już mniej więcej 20 dni. To były dobre dni - mogę wspomnieć nieco sentymentalnie - niemniej w myśl świętej zasady nie chwal dnia przed zachodem słońca nie chcę zapeszyć, zobaczymy, co przyniesie nam ostatnia prosta czasu pokuty. Pozostaje mi jedynie stwierdzić, że Bóg wie.

A Bóg wie mnóstwo, o czym przekonuję się z każdym upływającym dniem. Postanowiłem ograniczyć do minimum korzystanie z internetu, gdyż z niepokojem zauważyłem zastraszająco wysokie wskaźniki ilości czasu spędzanego na popularnych mediach społecznościowych. Dość tego - uznałem we wtorek przed Popielcem - i ostentacyjnie odłożyłem telefon, tylko po to, by okazało się, że nagle w środę wszyscy nagle mnie potrzebują i nawał wiadomości i powiadomień szybko uświadomił mnie, że odcięcie się od tego światłego wynalazku ludzkości nie jest zbyt możliwy w moim obecnym położeniu. Ale nic to, ważne jest to, że czas przeznaczony na internet został znacząco ograniczony, stąd zdecydowanie więcej czasu można poświęcić na rzeczy wyższe do których, powtarzając za św. Stanisławem Kostką, stworzeni jesteśmy. Stąd więcej czasu na modlitwę i rozmyślania. W tym miejscu podzielę się więc z wami moimi przebłyskami intelektu i drgnieniami rozumu, aby, być może, naprowadzić kogoś na podobne tory w waszej wielkopostnej wędrówce.

Przede wszystkim mocno zastanowiłem się nad znakiem popiołu i złowieszczymi słowami Prochem jesteś! Jakżeż wymownie dostrzegłem to tego poranka po Popielcu, o czym już wspomniałem. Co ta poduszka taka uświniona? Przeszło mi przez myśl, aby zaraz potem doznać olśnienia - aha, no przecież spał tu proch. Prochem jesteś, mój drogi. Niemniej filozofia prochu, która towarzyszyła mi owego dnia, mimo, że brzmi dosyć pesymistycznie, doprowadziła mnie do całkiem podnoszącego na duchu uznania. Jesteśmy prochem, to fakt (trzciną jakby dodał Pascal), ale jesteśmy ulubionym prochem Pana Boga. Moja dość żywa wyobraźnia w tym momencie podsunęła mi obraz Boga trzymającego kupkę pyłu w sejfie z myślą - to mój ulubiony proch. Jakkolwiek brzmi to dość ekstrawagancko, to jednak jak inaczej można wytłumaczyć to, co Pan Bóg robi, jak działa? Kiedy wyobrażę sobie, że stwórca całego gigantycznego świata, twórca tej jednej komórki naskórka jednowarstwowego płaskiego, ale też stworzyciel potężnych dżetów, galaktyk i On sam jeden wie czego - ten właśnie postanawia umrzeć za człowieka, za swój ulubiony proch.

Chyba trzeba być Bogiem żeby dojść do takiego poziomu miłości. 

Wymowny znak Środy Popielcowej - obracamy się w proch. Robimy dobrze, działamy, żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, ale wszystko jest niczym, w porównaniu do potęgi Boga. Obracamy się w proch.

Ale w ulubiony proch Pana Boga.

Komentarze