Felieton niedzielny // 002 // Czemu Maryja została świętą?

 O Maryi i o tym co Ona ma wspólnego z przenoszeniem gór

Obchodzona przez nas za dwa dni uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi skłania do myślenia. No bo jak to – czemu my tak czcimy Maryję. Coś tu nie pasuje w układance. Co Maryja takiego zrobiła, że wspominamy ją 15 razy w roku, kiedy przeciętnego świętego tylko raz?
Pismo Święte na temat tejże wypowiada się w sposób niezwykle oszczędny (no nie ukrywajmy – trochę niewiele jak na tak znaną postać), św. Paweł nie raczył nawet imienia Maryi ująć w swoich listach, a o jej istnieniu wspomina trzema słowami (Ga 4,4). Niektóre wątki dopowiada nam też tradycja i przekazy pozabiblijne (tu mam na myśli chociażby Wniebowzięcie). Łącznie kilkanaście (może kilkadziesiąt) zdań. Próbowałem kiedyś zastanowić się – tak na chłopski rozum – czym właściwie Maryja zasłużyła się, że jest nazywana „Najświętszą”, pierwszą wśród świętych? Czemu Maryja jest jakby to ująć wyżej w hierarchii niż na przykład męczennicy którzy ginęli okrutnie torturowani? No szanujmy się, ale to oni chyba powinni mieć pierwszeństwo? Powiecie – urodziła Boga, jest Jego matką! O, tak jest. Ale przecież czysto teoretycznie możnaby urodzić Boga a żyć niezgodnie z Bogiem. I nie zostać świętym. A ona została. Abstrahując od tej właśnie zasługi Maryi, co sprawiło że jest świętą? I to taaką świętą?
Najpierw przenieśmy się na słoneczny Bliski Wschód opisany w Księdze Rodzaju. Czytając historię Abrahama można odnieść wrażenie, że on generalnie Panu Bogu ufa, a Pan Bóg wszystko robi za niego (no dobra prawie wszystko). Daje mu syna, daje mu bogactwo, daje mu długie życie. Jakby przeczytać Księgę Rodzaju od początku do końca, od końca do początku to jedyną zasługą Abrahama jest… to że uwierzył. Wszystko. Nie zginął śmiercią męczeńską, nie pisał traktatów teologicznych, nie przepędzał długich godzin na modlitwie i nie biczował się nocami. Tylko uwierzył. Pfff niewiele (taaa jeśli tak pomyśleliście to znaczy że nie znacie Abrahama 😛). Ale czy na pewno?
Urodzić Boga i wychować Go to zasługi których niewątpliwie Maryi nie możemy odebrać, ale jak już wspomniałem musi chyba istnieć coś więcej niż to? Wiara – to zapewne jest to „coś więcej”. No nie łudźmy się, ale kiedy Maryja usłyszała od anioła, że jej dziecko ma się począć z Ducha Świętego, to nie wiem jak wy, ale myślę, że przeciętny człowiek olałby takie widzenie i stwierdził, że anioł gada od rzeczy. A Ona nie. Stwierdziła, że jeśli Pan Bóg wie co robi to lecimy z tym koksem. Czasem Jej wiarę porównuje się z wiarą Abrahama, który uwierzył w coś co po ludzku niewykonalne – on, jako staruszek, ma być „ojcem wielu narodów”. A uwierzył „i Pan poczytał mu to za zasługę”.
Gigantyczna wiara wierząca w to, co niewykonalne, niemożliwe. Jezus mówi, że taka wiara to powinien być nasz chleb powszedni. Gdy Jezus, płynąc łodzią po jeziorze wraz z Apostołami, znalazł się w środku ogromnej burzy, która niemalże ich wszystkich nie utopiła, zupełnie spokojnie zdawał się mówić Apostołom – a co wy wiary nie macie, że nie możecie po prostu powiedzieć do jeziora żeby się uciszyło? No przecież to takie proste. Apostołom pewnie oczy z orbit wtedy wylazły. Przecież to było takie oczywiste.

Wiara – wiara czyni Maryję taką niezwykłą, że wspominamy ją 15 razy w roku. Ale za to jaka wiara. „Jeśli będziecie mieć wiarę, to nawet gdy powiecie tej górze – podnieś się i rzuć się w morze, tak się stanie” (Mt 21,21). Spróbujcie i pochwalcie się wynikami. Jak żadna góra się nie przeniosła to znaczy, że musimy uwierzyć bardziej. Do roboty.

Komentarze